Macie konta na portalach społecznościowych? Zapewne wielu z was, owszem. Facebook, Instagram, Twitter… A ile z nich jest otwartych, dla każdego, kto chce nas znaleźć? Szybki rachunek sumienia i wychodzi na to, że bez większego wysiłku, każdy, kto chce się czegoś o nas dowiedzieć, może iść, jak po sznurku po informacjach, które sami udostępniamy.
Wielu z nas przyzwyczaiło się do tego, że smartphony śledzą każdy nasz ruch, że wielkie korporacje zbierają nasze dane, przechowują wiadomości. Przestaliśmy zwracać na to uwagę. Kiedy telefon pyta, jak oceniamy jakąś knajpę, tylko dlatego, że do niej weszliśmy, a później oddaliliśmy się od niej, nawet nie mrugamy okiem.
A co wtedy, gdyby to nie tylko korporacje zbierały o nas informacje i nie tylko one śledziły nasze ruchy?
Taką wizję roztacza przed nami Caroline Kepnes w wydanej przez wydawnictwo WAB książce o tytule „Ty”, na której podstawie powstał serial Netflixa o tym samym tytule.
Bieg wydarzeń w niej zawartych poznajemy z perspektywy Joe, pracownika księgarni, do której pewnego dnia wchodzi początkująca pisarka Beck. Dziewczyna przykuwa uwagę mężczyzny, który obserwując ją zaczyna zastanawiać się, jaka jest, a w miarę układania sobie w głowie poszczególnych elementów, coraz bardziej narasta w nim pragnienie, by ją poznać.
Z informacji zawartych na karcie kredytowej, którą Beck płaci za książki, poznaje jej pełne imię i nazwisko. Dalej droga jest prosta. Szybki research i Joe już wie, że dziewczyna jest bardzo aktywna na Twitterze, że studiowała na Uniwersytecie Browna, mieszka przy Bank Street w Nowym Jorku i że wieczór spędzi w barze na Brooklynie.
Nie powiem wam, co jest dalej. Powiem tylko, że ta historia działa na psychikę. Caroline Kepnes sprawiła, że ??jej główny bohater to misternie nakreślony, beznadziejnie romantyczny mężczyzna, którego jedynym celem jest uszczęśliwić wybrankę. Ale czy aby na pewno? Autorka umieszcza nas tak głęboko w jego głowie, że urojenia zakrzywiają rzeczywistość. Sama Beck jednak też nie jest aniołem.
Debiut Caroline Kepnes to przerażające studium tego jak wszyscy jesteśmy narażeni na prześladowanie i manipulację. I może nie jest to „Stalker” Larsa Keplera, po którym zaklejamy kamerki w laptopach, zasuwamy zasłony i boimy się wyjść po zmroku na ulicę, ale jest to z pewnością książka, która daje do myślenia i pobudza instynkty samozachowawcze.
Nie jestem w stanie ocenić, co podobało mi się bardziej, książka czy serial, książka lepiej pracuje z naszą wyobraźnią, serial jest -moim zdaniem- subtelniej poprowadzony. Oceńcie sami.
EK