„Kocham kobiety, bo duszą całą odczuwam krzywdzącą je nierówność.” – recenzja książki „Posełki. Osiem pierwszych kobiet” Olgi Wiechnik

W czasie gorącej kampanii wyborczej Wydawnictwo Poznańskie proponuje nam lekturę książki Olgi Wiechnik „Posełki. Osiem pierwszych kobiet”. Wszyscy wiemy, że w Polsce kobiety mają prawa polityczne od 1918 roku, ale pewnie nie wszyscy zdajemy sobie sprawę z tego, jak trudno kobietom było i być może nadal jest zaistnieć w polityce. Niewielu z nas, nie obrażając nikogo, potrafi przytoczyć nazwiska pierwszych polskich posłanek. W roku 1919 były „nowością” w polityce. „Nazywano je posełkami, posełkiniami albo posłami kobiecymi, czasem poślicami. Bo nie tak łatwo nazwać kogoś, kto jeszcze przed chwilą nie istniał.”.

Dlatego wielki szacunek należy się Oldze Wiechnik, za bardzo rzetelne przygotowanie. Główną postacią jest Zofia Moraczewska. Przez całą książkę poznajemy jej drogę polityczną. Na poszczególnych jej etapach poznajemy działalność pozostałych siedmiu kobiet posłanek.

Moraczewska, żona późniejszego premiera Jędrzeja Moraczewskiego, była m.in. organizatorką „Związku Kobiet” i stworzyła Ligę Kobiet Polskich. Po przewrocie majowym stanęła na czele Demokratycznego Komitetu Wyborczego Kobiet Polskich. Małymi krokami namawiała Polki do udziału w życiu politycznym, zwracała uwagę na konieczność kształcenia, pracy na równi z mężczyznami. Jak sama mówiła:
„Marzy mi się Polska nie tylko na zewnątrz wielka i wpływowa, ale i wewnątrz świetnie zagospodarowana, kwitnąca zdrowiem i dobrobytem, czysta i bogata”. Proste słowa, a jednak ponadczasowe.

W Sejmie Moraczewska współpracowała m.in z posłankami – Anną Piasecką, Gabrielą Balicką czy Franciszką Wilczkowiakową. Nie będę szczegółowo przytaczać ich drogi do polityki. Poznajemy je jako normalne „kobiety z sąsiedztwa”. Tyle, że walczące o los najuboższych i dostęp do edukacji, zakładające w małych miejscowościach sklepy, i szkoły oraz starające się przebić w Sejmie mur niechęci wybudowany przez panów posłów, którzy nie mogli pojąć, dlaczego te panie w ogóle zawracają im głowę. Wszystkie zgodnie podkreślały ważność nauki w życiu, nie tylko kobiet. Znamienne i nadal aktualne są tu słowa Zofii Sokolnickiej: „Bez wiedzy nie da się rządzić państwem, nie nakarmi się jego obywateli, nie obroni przed atakiem, nie utrzyma pokoju”.

Poznajemy mądre, zwyczajne kobiety, matki, żony, samotnice. Olga Wiechnik uświadamia nam, że tak naprawdę mało, albo nic, o nich nie wiemy. W Poznaniu, gdzie jest 132-metrowa ulica Zofii Sokolnickiej, nikt nie potrafi powiedzieć, kim była. 

A my lublinianie? Czy wiemy, dlaczego w naszym mieście jest ulica Ireny Kosmowskiej? Kobiety twardej, która nie uznawała w polityce szarości? Może zajrzyjmy do historii o kobiecie, która w 1912 roku założyła w Krasieninie szkołę dla dziewcząt i była wiceministrem propagandy i opieki społecznej w rządzie Daszyńskiego.

Warto poświęcić kilka chwil na tę lekturę. Nie jest ona dla wszystkich, ale spróbować można, chociażby po to, aby przekonać się, czy słowa Moraczewskiej nie są prawdziwe i dziś?:
„Wszyscy wokół albo oszuści, albo komedianci, albo ludzie bezdennie słabi bez stosu pacierzowego. (…) my byśmy tę politykę o całe niebo dalej i lepiej prowadziły niż oni”…

 

EK