O polskiej mafii wiemy już niemal wszystko. Znamy Masę, Kiełbasę, Słowika, a nawet Słowikową. Z pomocą książek Artura Górskiego poznaliśmy ten świat, opisywany szczególnie przez Jarosława Sokołowskiego pseudonim „Masa”, ale także żonę „Słowika” Monikę Banasiak zwaną „Słowikową”, od podszewki, Na naszym rodzimym podwórku działały jednak nie tylko rodzime mafie.
Nowa książka Artura Górskiego, która ukazała się nakładem wydawnictwa Prószyński i Spółka, skupia się na rezydencie mafii z byłego ZSRR w Polsce w latach 90. „Ruska mafia”, bo tak nazywa się nowa książka Górskiego, jest zapisem rozmowy z rzeczonym Nazarem, z rezydentem – jak mówią – największej mafii świata, który działał w czasach Pruszkowa i Wołomina.
Na początek trzeba przyznać, że Artur Górski ma talent do rozmów z mafiozami i wyciągania z nich krwawych początków zorganizowanej przestępczości Jednak rozmowa z Masą czy Słowikową, nie robi takiego wrażenia, jak fakt, że udało mu się dotrzeć do Nazara M. pseudonim „Niedźwiedź”. I tu wkrada się drugi element, to jedna z tych książek, w których musisz zawierzyć autorowi, że faktycznie dotarł do swojego rozmówcy. Ja Górskiemu wierzę, wierzę, że opisał prawdę, do której dotarł. A jak wygląda prawda, gdzie indziej? Być może kiedyś Górski dotrze i tam.
Skupmy się jednak na Nazarze, bo pod takim imieniem występuje w książce. Do Polski przybył w latach 90. uciekając przed białoruska? policja?, która deptała mu po pie?tach. Sprowadził go i otoczył parasolem przyjaciel – Andrzej K. pseudonim „Pershing”, jeden z bossów polskiej mafii. W naszym państwie Nazar mieszkał ponad 20 lat. Polska była jego bazą wypadowa? do robienia interesów w Min´sku czy w Moskwie. Jego rolą było wykonywanie rozmaitych, rozsianych po całym świecie, missions impossible zleconych przez różne osoby czy też struktury. Spędził sześć lat w polskim więzieniu za zabójstwo w obronie własnej, co tak naprawdę było obroną przed egzekucją konkurencji.
Niektórzy, po uniknięciu śmierci, oddają się w służbę Bogu, Nazar ufundował jednej z cerkwi dwa dzwony, na których umieścił imiona zabitych w mafijnych porachunkach kolegów. Z nieukrywanym zdumieniem, wspomina również, że nadal można utrzymać się z benklarstwa, czyli gry w trzy kubki. Sam zaczynał od niej w Polsce [my mieliśmy wówczas grę w trzy karty]. No i ta właśnie „pieść przeszłości”, jak mogłoby się wydawać, nadal funkcjonuje. I to nie w Pcimiu Dolnym, ale w… Monte Carlo, gdzie podobno są największe zyski, szczególnie podczas Grand Prix Formuły 1. Dla bogaczy to rodzaj egzotycznego doświadczenia, dla tych biedniejszych – namiastka wielkiego świata, ledwie kilka kroków od świątyni hazardu. Za to za kubki świetnie natomiast służą obecnie… wydrążone marchewki, których można szybko pozbyć się w razie nalotu. Nie ma dowodów, nie ma przestępstwa.
Kiedy mowa o przestępcach, szczególnie z tamtych czasów, nie sposób nie wspomnieć o tatuażach. To w końcu bardzo istotny element gangstera. Z „Ruskiej mafii” możemy się dowiedzieć np. o tym, że rosyjscy mafiozi najczęściej tatuują sobie elementy nawiązujące do religii, za to młodzi gangsterzy w Wenezueli, noszą na powiekach słowa „wybacz mi”.
Opowieści o porachunkach i ścielących się trupach, także w Polsce, starczyłoby na kilka kryminałów. Nie będę wam o nich opowiadać, takie „smaczki” musicie poznać sami. Szczególnie, że to już, w pewnym sensie, pieśń przeszłości. W końcu obecnie – jak twierdzi Górski – rosyjska mafia nie działa w Polsce. Czasy sie? zmieniły, biznesem kre?ca? białe kołnierzyki. Słowian´skie grupy przeste?pcze maja? co robic´ na innych frontach – walcza? z dz˙ihadem i z grupami kaukaskimi, zagospodarowuja? Krym, pewnie zaczynaja? układac´ sie? z Azja?. Nam sie? wydaje, z˙e jestes´my waz˙ni w tej gangsterskiej układance, ale wygla?da na to, z˙e to tylko poboz˙ne z˙yczenie – mówił w wywiadzie dla „Wprost” Górski.
EK