Powieść z charakterem – recenzja książki „Stowarzyszenie Leworęcznych” Hakana Nessera

Po kilku latach na polski rynek wraca, dzięki wydawnictwu Czarna Owca, Håkan Nesser ze swoją powieścią „Stowarzyszenie Leworęcznych”.

W końcu lat sześćdziesiątych dwaj przyjaciele – Marten Wincekelstroop i Rejmus Fiste w pierwszej klasie szkoły podstawowej założyli Stowarzyszenie Leworęcznych. Członkami została jeszcze trójka ich przyjaciół, a wszystkich łączyła właśnie leworęczność oraz chęć wspólnego spędzania czasu. Wynajęli więc lokalik, w którym słuchali muzyki i popijali piwko.

W roku 1991, już jako dorośli ludzie, dostają zaproszenie do pensjonatu „u Molly” na tajemnicze spotkanie. Żaden z nich nie wie, kto jest organizatorem, więc podejrzewają siebie nawzajem. Nagle wybucha pożar…

Gdy wydaje się, że wszystko jest już jasne, w 2012 roku społeczeństwem wstrząsa wiadomość o znalezieniu zwłok mężczyzny. Co ciekawe, denata podejrzewano o wywołanie pożaru we wspomnianym pensjonacie.

Policja ma trudny orzech do zgryzienia. Do śledztwa włącza się emerytowany już komisarz Van Vetereen, który był zaangażowany w sprawę w latach dziewięćdziesiątych. Jeszcze raz analizuje wątki, które być może przeoczył. Na pomoc przyjeżdża ze Szwecji komisarz Gunnarze Barbarottim. Czy połączenie młodości i policyjnego doświadczenia przyniesie rozwiązanie zagadki?

„Stowarzyszenie Leworęcznych” to naprawdę dobry kryminał. I mimo tego, że nie ma w nim krwawych scen czy nagłych zwrotów akcji, czyta się go bardzo szybko i z zainteresowaniem. Zwarta i dobrze dopracowana fabuła nie pozwala oderwać się od lektury.

Dodam jeszcze, że „Stowarzyszenie Leworęcznych” to pierwsza powieść Nessera, w której spotykają się Vetereen i Barbarotti. O każdym z nich autor napisał już kolejno 10 i 5 książek. Czy doczekamy się kolejnej z tym duetem w roli głównej? Mam nadzieję, że tak.

 

EK