Za tamtych czasów ludzie wcale nie byli lepsi… – recenzja książki „Przed sądem II RP” Heleny Kowalik

Możecie sobie tylko wyobrazić moją radość, kiedy do redakcji przyszła książka Heleny Kowalik pod tytułem „Przed sądem II RP” wydana przez Wydawnictwo Muza.

Na okładce widzimy zdjęcie w sepii z sali sądowej, kobieta odwraca się na nim z pewnym niepokojem patrząc na mecenasa, który coś jej tłumaczy. Następnie wzrok przykuwa podtytuł „Przebiegłe kochanki, pospolite zbiry, zazdrośni mężowie”. I już wiedziałam, że musi być dobrze.

Nie wiem, jak wam kojarzy się II RP. Dla mnie to czas fasadowej dżentelmeńskości, niesionych na sztandarze morali i totalnej wewnętrznej zgnilizny. Szlachetni mężczyźni zabiegający o damy swego serca na boku prowadzali się z kochankami lub korzystali z usług pań lekkich obyczajów. Kobiety zaś miały siedzieć cicho, nie wymagać, cieszyć się oficjalną łatką narzeczonej a następnie żony. 

W takich warunkach nie trudno o to, by którejś kobiecie przelała się w końcu czara. Ale i mężczyźni pozbywali się swych kobiet. Najczęściej z dwóch powodów – lepiej być wdowcem niż rozwodnikiem lub – co nie mniej istotne – „jeśli ja nie będę Cię miał, to nikt nie będzie”.

Skupię się na pierwszym przypadku, na sprawie wzgardzonej narzeczonej, której mężczyzna nie szczędził przykrych słów, ani nie krył się z romansem z tak zwaną Dzidzią. Młoda księżniczka Zyta Woroniecka wzięła pistolet swego narzeczonego Brunona Boya i wpakowała w niego pełny magazynek.

Sąd uznał, że Woroniecka popełniła zabójstwo w afekcie, ocenił za to, że zachowanie Boya jako mężczyzny było niedżentelmeńskie i poniżej godności w stosunku do kobiety, która mu zawierzyła i oddała swoją cześć w jego ręce. 

To tylko jedna ze spraw, nie chcę opisywać wam kolejnych, bo to naprawdę ciekawa lektura oparta na zbiorach archiwalnych, podaniach z gazet, fotografiach z tamtego czasu. Kowalik bardzo umiejętnie przeplata cytaty ze swoją narracją, która w pewien ledwie uchwytny sposób dopasowuje się do języka tamtych czasów. 

„Przed sądem II RP” obrazuje nam bardzo specyficzną rzeczywistość tamtych czasów, rzeczywistość, w której wojskowi wyższej rangi w przekonaniu, że przy Piłsudskim mogą sobie pozwolić niemal na wszystko, chętnie sięgali po pistolet w obronie swego wybujałego poczucia honoru. Takie stroszenie piórek również potrafiło skończyć się zabójstwem. 

Więc jeśli myślicie o II RP przez jakiś pryzmat romantyzmu, wyobrażacie sobie kobiety oddane jednemu mężczyźnie i mężczyzn niemal bez skazy, a potem spoglądacie za okno i zastanawiacie się, czemu przyszło wam żyć w tak dziwnych czasach… To ocknijcie się z letargu i sięgnijcie po tę książkę. To będzie naprawdę udane wejście w jesień.

 

EK