„Samonapędzająca się machina spłonęła.” – recenzja książki „Ostatni” Hanny Jameson

Czy kiedykolwiek zastanawialiście się, jak będzie wyglądał koniec świata? Czy wszyscy zginiemy?

Jedną z możliwych opcji przedstawia Hanna Jameson w książce pt. „Ostatni”, która ukazała się nakładem wydawnictwa Czarna Owca.

Pewnego dnia goście ogromnego hotelu w Szwajcarii budzą się w nowej rzeczywistości. Jest szaro, buro, świeci dziwnie przymglone słońce. Przestają działać telefony, nie ma internetu. Ktoś łapie szczątki zasięgu i okazuje się, że na świecie doszło do ataku nuklearnego. Nie ma Waszyngtonu, nie żyje prezydent. Nie wiadomo, co dzieje się w Europie. Czy działa komunikacja? Mimo tego, część gości w pośpiechu ucieka. Zostaje dwadzieścia osób. Skazani tylko na siebie, zaczynają „nowe” życie. Wśród nich jest amerykański historyk Jon Keller, który postanawia prowadzić dziennik. To jego zapiski są główną treścią książki.

Jon zostaje też detektywem, po tym, jak w zbiorniku na wodę odkrywa zwłoki dziewczynki. Obsesyjnie stara się rozwiązać zagadkę jej śmierci. Czy mu się uda? Czy w hotelu nadal jest zabójca?

Cała historia opowiada o 73 dniach zdanych tylko na siebie ludzi. Wtedy ujawniają się ich prawdziwe oblicza. Do czego są zdolni, gdy zaczyna brakować jedzenia? Dlaczego zaczynają podejrzewać się nawzajem o kradzieże? Czy dziwne zjawiska ukazujące się w hotelu, to tylko wytwory ich wyobraźni?

Cóż, ponoć łatwo być ludzkim w ludzkich warunkach…

 

EK