W moje ręce od wydawnictwa Filia trafiła debiutancka powieść lubelskiego adwokata Maxa Czornyja o tytule „Grzech”. Na pierwszy rzut oka uwagę przyciąga czarna okładka, na której widzimy niemal realistyczne krople krwi.
Akcja powieści natomiast rozgrywa się w Lublinie, w okresie od 20 do 26 grudnia. Pewnego wieczoru z joggingu nie wraca Marta Wolska, żona znanego pisarza Roberta Wolskiego. Nie wiadomo, czy uciekła z domu czy też jest ofiarą morderstwa. Szczególnie, że wkrótce dociera do nas informacja o zabójstwie kilku kobiet.
Znalezione zwłoki są makabrycznie okaleczone (nacięte kończyny, wycięte wnętrzności…) a wszystkie ofiary mają wyciętą na szyi gwiazdę pitagorejską, czyli symbol pięciu ran Chrystusa. W dodatku ciała ułożone są twarzami do ziemi, żeby patrzyły prostu w piekło.
Śledztwo prowadzi nadkom. Eryk Deryło – pięćdziesięciokilkuletni policjant, który sam o sobie mówi, że chciałby być lubelskim Brudnym Harrym. Jest cyniczny, oschły, ale uparcie chce wyjaśnić zagadkowe morderstwa. Pomocą służy mu asp. Brzeski – młody funkcjonariusz, który powoli i dokładnie analizuje dowody, w przeciwieństwie do trochę „narwanego” Deryły.
Policjanci walczą z czasem. Szukają wśród lubelskich satanistów, których siedziba, żeby było ciekawiej, znajduje się przy ul. Lipowej oraz u księdza egzorcysty. Czy wycięte na ciałach ofiar symbole religijne coś znaczą? Czy miejsca, w których znaleziono ciała ofiar tworzą pentagram na mapie?
Nagły zwrot akcji następuje w momencie, gdy Deryło dowiaduje się o zaginięciu swojej córki Wiktorii, która miała przylecieć na święta z Mediolanu. W śledztwie pojawia się policyjny profiler Miłosz Tracz. Mężczyzna ma ciekawe przemyślenia, ale czy jego wnioski zostaną wykorzystane w śledztwie?
Książkę czyta się bardzo szybko dzięki krótkim rozdziałom naprzemiennie opisującym pracę policji i los ofiar. Nie ma zbędnych opisów. Każdy rozdział kończy się niedopowiedzeniem, co powoduje, że jak najszybciej chcemy przejść do następnego. Niewielki niedosyt wywołuje fakt, że nie poznajemy tożsamości ofiar. Wiemy, kto zaginął, ale autor nie wyjaśnia w części przypadków, kogo odnalazła policja.
Zakończenie powieści na pierwszy rzut oka rozczarowuje. A może nie? Może ma spowodować, że z zainteresowaniem sięgniemy po kolejną powieść Maxa Czornyja „Ofiara”?
W obu przypadkach, na pewno warto przeczytać „Grzech”, pomimo -a może przede wszystkim- dlatego, że wywołuje w nas dreszczyk emocji, kiedy spacerujemy po Lublinie, po miejscach opisanych w książce, zaczynamy oglądać się za siebie…
Nie wiem, jakie grzechy macie na sumieniu, ale prawdziwym grzechem byłoby nie przeczytać tej książki…
EK