Katarzyna Puzyńska powraca z książką z mojej ulubionej serii. Po policjantach „z ulicy”, nadszedł czas na oddanie głosu tym, którzy poruszają się pośród nas bez munduru, a których codziennością, są najpoważniejsze i najbardziej brutalne zbrodnie.
Jeśli trochę zdążyliście mnie już poznać, to wiecie, że wszelkie policyjne tematy są mi szczególnie bliskie i cieszę się, jak dziecko, gdy mogę spędzać wieczory, a czasem i noce, przy lekturze nie tylko thrillerów, które powstały w czyjejś głowie, ale przede wszystkim książek, które mówią o faktach.
I taką właśnie książką jest „Policjanci. Bez munduru” Katarzyny Puzyńskiej, wydana przez Prószyński i Spółka, która intrygowała mnie jeszcze bardziej niż pierwsza część „Policjanci. Ulica”.
Nie przeliczyłam się. Zanim jednak zajrzymy do środka, muszę przypomnieć wam o jednym fakcie, który złapał mnie za moje czarne serce. Tak, jak przy pierwszej części, tak i tutaj: Kupując tę książkę, wspieramy rodziny funkcjonariuszy, którzy słowa roty ślubowania wypełnili do końca. W dowód uznania dla nich, autorka połowę swojego honorarium przekazuje na Fundację Pomocy Wdowom i Sierotom po Poległych Policjantach. W tym miejscu pragnę zaznaczyć, że tak, jak egzemplarz pierwszej części, tak i „policjantów bez munduru”, właśnie ze względu na ten fakt, kupiłam sama, ale dzięki wydawnictwu, wy będziecie mogli wygrać swój. Katarzynie Puzyńskiej składam ogromny szacunek za ten gest; a teraz… zajrzyjmy do środka.
Tym razem, co warto zaznaczyć, autorka rozmawiała z czterema policjantami i czterema policjantkami. Jest to szczególnie istotne ze względu na fakt, że w „policjantach z ulicy” mieliśmy 6:1 na korzyść płci męskiej. Wyrównanie proporcji otwiera nam furtkę, którą Puzyńska bardzo dobrze wykorzystuje, furtkę do rozmów o tym, z jakimi problemami zmagają się kobiety w tej -mimo wszystko- zdominowanej przez mężczyzn formacji. Mowa tu nie tylko o molestowaniu seksualnym przez przełożonych czy też zarzutach, że każdy sukces policjantka osiąga przez łóżko. Mowa o złośliwościach i szyderczym nastawieniu kolegów z patrolu, którzy czasem potrafią posunąć się jeszcze dalej. Podejście w stylu „ja jestem facetem, czyli ja nie muszę robić tak dużo. Ty jesteś kobietą i chciałaś tu przyjść, to musisz robić trzy razy więcej, żeby udowodnić, że się nadajesz.”.
Schodząc jednak z tematyki problemów kobiet, książka zaczyna się od Łowców cieni, czyli policjantów z Centralnego Biura Śledczego Policji, tworzących elitarną, tajną komórkę, która na co dzień zatrzymuje lub odnajduje tych przestępców, którzy na listach gończych zajmują najwyższe miejsca i poszukiwani są często od wielu lat. Ich pracę poznajemy z opowieści nadkomisarza, która zgodziła się wypowiedzieć do książki. Dowiadujemy się, że podsłuchiwanie kogoś nie jest tak fajną sprawą, jak mogłoby się wydawać. Nikt nie mówi w pierwszym zdaniu „jadę z kokainą” czy „zabiłem go, jadę pochować ciało”. Zanim znajdzie się coś, co będzie pomocne w sprawie, policjanci często muszą wysłuchać godzin opowieści o remoncie łazienki, chorobie psa czy innych „bzdurach”, przez które zaczynają mieć wrażenie, że żyją życiem kogoś innego.
Dalej poznajemy różnice między dochodzeniówką a wydziałem operacyjnym, Dowiadujemy się także, jak wygląda ta magiczna statystyka, na którą wciąż muszą uważać funkcjonariusze, i to nie tylko z drogówki czy prewencji. A także, jak trudne do pogodzenia jest życie rodzinne z pracą policjanta.
Wyjątkowo ciekawy jest rozdział z technikiem kryminalistycznym, który opowiedział o trudach w badaniu śladów, również tych zapachowych. Wiedzieliście, że da się je zdjąć nawet z metalowych kluczy, które mamy w kieszeni? A to nie jedyna ciekawostka. W książce spotkamy się też z emerytowanym policjantem – medykiem sądowym, który przez 10 lat służby, wykonał około tysiąc oględzin zwłok na miejscu zdarzenia.
„Policjanci. Bez munduru” to wartościowa pozycja, która porusza dość trudny temat. W końcu społeczeństwo ma różne zdanie na temat „firmy”, w większości, po prostu nie zdając sobie sprawy z tego, na czym polega służba. Puzyńska łamie stereotypy krążące wokół policjantów. Oddaje im głos, samej odsuwając się w cień, dzięki czemu, możemy lepiej ich poznać. Do czego, serdecznie was zachęcam.
EK